Cała ekipa pracująca w naszym projekcie podjęła grupową decyzję o zwolnieniu. Gdy tylko dowiedziałem się o tym zdarzeniu, pobiegłem do lidera i zarazem mojego przyjaciela, żeby sprawdzić, jak się czuje. Nie spodziewałem się, że ta rozmowa zabierze mnie w podróż od traumy po odkrycie siły swojej wartości i współczucia.
Rozmawialiśmy o tym, że kryzys finansowy w projekcie w afrykańskiej wiosce, gdzie obecnie mieszkam, będzie testem na to, kto naprawdę wierzy w to, co robimy. Gdy były środki i każdy dostawał wynagrodzenie za pracę, ustawiała się do nas kolejka. Jednak w momencie, gdy skończyły się pieniądze i trzeba czekać na plony, część ludzi zaczęła się niepokoić. Ostatecznie doprowadziło to do tego, że cała ekipa powiedziała, że odchodzi.
Było to trudne doświadczenie, jednak nie można winić biednych ludzi, którzy znają głód, że nie potrafią patrzeć perspektywicznie. Że za 3 miesiące, gdy nasze aktualne zbiory będą zoptymalizowane, złoty kranik ponownie zacznie napełniać ich sakiewki.
Z całej ekipy — nie licząc wolontariuszy, takich jak ja — został tylko jeden człowiek. Zaczałem słuchać empatycznie lidera, który miał wtedy trudne chwile. I wtedy właśnie wydarzyło się coś, co pokazało mi, jak głęboko trauma z dzieciństwa może wpływać na nasze dorosłe reakcje.
Moment, który wszystko zmienił
Nagle wparował kolejny wolontariusz, starszy ode mnie o jakieś 20 lat. Był roztrzęsiony, wymachiwał rękami, zaczął obwiniać mnie i lidera, że nie zaprosiliśmy go do tak ważnej dyskusji na temat zwolnienia się całego zespołu.
Moja reakcja zaskoczyła nawet mnie.
Byłem w bardzo wrażliwej przestrzeni wczuwania się w lidera, gdy ten mężczyzna stanął nade mną — siedziałem wtedy na piasku — i dzielił się swoją serenadą niezadowolenia. Dzień wcześniej był pijany. Jego agresywny ton i wczorajszy alkohol przywołały wspomnienia z dzieciństwa. Krzyk, awantury, wymachiwanie rękami, obwinianie wszystkich dookoła.
Na moment skuliłem się w sobie, spuściłem głowę i chciałem zniknąć. Wtedy zorientowałem się, że to mój mechanizm obronny. Że jego zachowanie działa na mnie tak silnie, bo rozdrapuje stare rany.
Świadomy wybór zamiast automatycznej reakcji
I tu nastąpił kluczowy moment:
Wdech. Wydech. Czy zagrożenie jest realne? Nie. Czy czuję się nieprzyjemnie? Tak. Czy to ma determinować moje zachowanie? Nie. Co jest dla mnie ważne? Czego potrzebuję? Harmonii i pokoju.
Ten krótki proces mentalny podpiął mnie do moich wartości. Do tego, co chcę wnosić w świat. Do mojej zdolności świadomego wyboru.
Przez chwilę miałem ochotę nawrzeszczeć na kolegę dokładnie tak, jak setki razy wrzeszczano na mnie w przeszłości. Ale to nie zaspokoiłoby moich potrzeb. Przypomniałem sobie, że jeśli zagrożenie nie jest realne, to po prostu jest to moja interpretacja rzeczywistości, na którą mam wpływ.
Empatia jako narzędzie transformacji
Zadbałem o siebie fizycznie — pomógł mi dystans około 2 metrów. Zamiast siedzieć bokiem do awanturującego się kolegi, usiadłem do niego frontem. Wiedziałem, że jest przerażony, że reaguje, że pod tym gniewem jest lęk. Lęk o bycie wykluczonym.
Wtedy spojrzałem mu w oczy. Przestałem widzieć zagrażającego mi wroga, odnalazłem w sobie pokój, którym mogłem się dzielić.
Początkowo unikał mojego spojrzenia, ale z każdym razem, gdy widział, że moja twarz jest rozluźniona, a oddech spokojny, on również schodził z tonu. W końcu się odezwałem, wypowiedziałem jego imię i stwierdziłem co widzę: “wygląda na to, że jesteś bardzo zdenerwowany”.
Komunikat niezwykle istotny — pokazałem mu, że on jako człowiek istnieje, że jego emocje są prawdziwe, a ja go widzę.
Gdy rodzice lub opiekunowie reagują pocieszaniem albo pouczaniem na emocje dziecka, dają mu zupełnie odwrotny komunikat: nie jesteś prawdziwy, twoje emocje nie mają znaczenia. To jest bardzo ważny powód, dla którego mamy potem takie wyzwania z granicami, wyrażaniem siebie i poczuciem własnej wartości.
Rozwiązanie przez zrozumienie
Gdy moje słowa zatrzymały jego przepychankę słowną z liderem, podzieliłem się swoją perspektywą. Wytłumaczyłem, że to nie było planowane spotkanie, na które nie został zaproszony. To była po prostu moja troska o lidera, do którego przyszedłem zapytać, jak się czuje po wstrząsającej informacji.
Puściło. Trochę.
Jego uwaga szukała dalej winnego za swoje samopoczucie — tym razem stała się nią jego partnerka, która przekazała mu informację o naszej rozmowie. Na szczęście i to zostało wyjaśnione. Chwilę później usiedliśmy w kręgu i każda osoba miała okazję do wyrażenia siebie i swoich uczuć. To doprowadziło do ostatecznego pogodzenia się i wyregulowania emocji.
Najważniejsza lekcja
Gdy nasz ból jest tak duży, że nie potrafimy sami go okiełznać, szukamy zrozumienia i empatii. Robiąc to w sposób, jaki zrobił mój kolega, zmniejszamy prawdopodobieństwo, że otrzymamy to, czego chcemy. Moja duma chciała wtedy stanąć i wykrzyczeć mu w twarz, jak bardzo wpływa jego zachowanie na mnie.
Jednak cieszę się, że się zatrzymałem. Ten komunikat, który chciałem wykrzyczeć, tak naprawdę nie był skierowany do niego. To nie on jest odpowiedzialny za moje dzieciństwo i jego konsekwencje na moje dorosłe życie.
Dorosły Gustaw ma inne potrzeby, podyktowane wartościami, które wybiera. Jedną z nich jest działanie z miejsca jasności umysłu i intencji połączenia się. Odrobina empatii i wczucia się w potencjalny odbiór tego, co mam do powiedzenia, zaowocowała pojednaniem w mniej niż godzinę.
A uratowała mnie uważność, pamięć o oddechu i świadomość, że w większości przypadków komunikacji międzyludzkiej zagrożenie jest wyimaginowane przez naszą wyobraźnię. Za wszystkim, co ktokolwiek mówi, stoją uniwersalne ludzkie potrzeby — to wybieram słyszeć, to jest zgodne z wartościami dorosłego Gustawa.
Kontekst kulturowy
Dopiero później zrozumiałem pełny kontekst sytuacji z zespołem. Okazało się, że afrykańska wioskowa społeczność nie potrafi przeciwstawić się grupie — blisko połowa osób uległa presji grupy, odchodząc od naszego projektu jako kolektyw, modląc się w duchu, że będą mogli wrócić. Są na innym poziomie świadomości, na którym oddzielenie się od grupy może oznaczać prawdziwe zagrożenie życia.
W takim kontekście zobaczenie zranionych uczuć kolegi i nie uleganie grupie — przekonaniu, że trzeba znaleźć “winnego” — wydaje się prostsze. Ale to właśnie pokazuje, jak ważna jest świadomość własnych reakcji i wpływu przeszłości na teraźniejszość.




Dodaj komentarz