Wróciłem z podróży z Malawi zregenerowany mentalnie. Na pierwszym spotkaniu firmowym zadałem jedno pytanie: „jak się czujesz?”. Ta pozornie niewinna kwestia jak kostki domina wywróciła całą sytuację.
Odpowiedź Sebastiana, mojego partnera biznesowego, ujawniła konflikt, który miał trwać przez kolejny tydzień. Gdy zadałem mu swobodnie to pytanie na dzień dobry, spodziewałem się, że jak zwykle powie krótko „spoko” albo „zmęczony”. Przyzwyczajony do zdawkowych odpowiedzi, zupełnie nie spodziewałem się, że wyrazi krytykę na temat mojego urlopu w „gorącym” dla nas okresie.
Moja reakcja była błyskawiczna. Zdania wypłynęły ze mnie z precyzją, która zaskoczyła mnie samego. Powiedziałem mu, że miał okazję przed moim urlopem wyrazić swoją opinię, gdy poinformowałem zawczasu o swoich planach, a także gdy zorganizowałem spotkanie, na którym dopytywałem, czy ktoś ma jakiś sprzeciw. Na dokładkę dodałem, że to po prostu nie fair mówić mi o tym teraz, od razu po powrocie, na dzień dobry.
Poczułem, jak złość miesza się z satysfakcją. Pokazałem mu. Powiedziałem, co o tym wszystkim sądzę. A pod spodem czaiły się moje głębsze potrzeby – zrozumienia i empatii – które w tamtej chwili zostały zupełnie zagłuszone przez obronny krzyk ego. Tylko… później, ku mojemu ogromnemu zdziwieniu, okazało się, że moje argumenty były przeze mnie zmyślone.
Moment przebudzenia
Wtedy zdałem sobie sprawę, że mój mózg pod wpływem niespodziewanego stresu zaskoczył mnie swoją kreatywnością. Jeszcze zanim przekonałem się o tej zdolności do przekonania siebie odnośnie zmyślonych faktów, w trakcie tego samego spotkania ochłonąłem i zrozumiałem, że Sebastian próbował wyrazić swoje uczucia – najlepiej, jak potrafił. A ja, zupełnie nieuważnie, odebrałem jego słowa personalnie, jako atak na moją rzekomą świątobliwość i odpłaciłem pięknym za nadobne.
Gdybym wtedy zatrzymał się na chwilę zamiast reagować odruchowo, mógłbym sprawdzić, co naprawdę czuję pod tym pozornym „poczuciem ataku”. Może odkryłbym, że to nie złość, ale zaskoczenie i smutek. A może zrozumiałbym, że moja gwałtowna reakcja broniła potrzeb poszanowania i zrozumienia, które nie były zaspokojone w tamtym momencie.
Gdy dotarło do mnie, co zrobiłem, poprosiłem, żeby powiedział, co mu leży na wątrobie. Gdy byłem przygotowany na to, żeby empatycznie go wysłuchać, zrozumiałem, że chciał podzielić się ważnymi dla siebie potrzebami dotyczącymi współpracy, przewidywalności i efektywności.
Wydawało mi się, że temat jest zamknięty. Boleśnie dowiedziałem się jednak, że na kolejnym spotkaniu, tym razem zespołowym, Sebastian ujawnił, że „okłamałem” go. Prawda i prawdomówność to najwyższa wartość, jaką kieruję się w życiu. Jeśli ktoś sugeruje, że jest inaczej, to po prostu… boli. Na szczęście, nauczony poprzednią sytuacją, wziąłem wdech, ochłonąłem zanim odpowiedziałem i – nie zdradzając wewnętrznej urazy – powtórzyłem, co usłyszałem od Sebastiana.
Prawdziwa rozmowa
Gdy w końcu doszło do rozmowy jeden na jeden, ja byłem nastawiony na słuchanie. Zweryfikowałem w międzyczasie informacje, które powiedziałem o możliwościach wpłynięcia na moje decyzje urlopowe i okazały się nieprawdziwe. Dlatego otworzyłem spotkanie od uspójnienia rzeczywistości. Przyznałem, że byłem w błędzie, że mój mózg pod wpływem niespodziewanego stresu mnie samego zaskoczył swoją kreatywnością i pomieszaniem faktów.
Wysłuchałem Sebastiana, odzwierciedliłem jego uczucia i potrzeby, a następnie wyraziłem też siebie. Wyjaśniliśmy sobie, że nikt inny niż ja nie jest odpowiedzialny za moje decyzje.
Ustaliliśmy też, że wspierające w dzieleniu się trudną informacją zwrotną mogłoby być uprzedzenie, że to się wydarzy, oraz wyrażenie – obok słów krytyki – uczuć, z którymi mógłbym się połączyć. Na koniec pośmialiśmy się, że to tylko gdybanie i że nie wiemy, jak by to się potoczyło w inną stronę, ale że jesteśmy obaj wdzięczni za to, że rozmawiamy i nie kisimy w sobie uraz i żali.
Paradoks dobrowolności
Ta sytuacja uświadomiła mi coś fundamentalnego o bezprzemocowości: podstawowym założeniem jest dobrowolność. Jeśli ktoś robi coś pod przymusem, z poczucia winy, lęku, wstydu, obowiązku, to wszyscy później za to płacą. W naszym przypadku najpierw ja zadziałałem z miejsca wstydu – nawet przed rozmową z Sebastianem wiedziałem, że spontaniczny urlop w tym okresie nie jest najlepszym pomysłem.
Z drugiej strony Sebastian, którego zgasiłem swoją ripostą – zmusiłem do zamilknięcia. Nawet po późniejszym wysłuchaniu tego, co miał do powiedzenia, nosił w sobie urazę, którą wyraził w najmniej spodziewanym momencie i to przy całym zespole, obnażając, że jestem mniej niż idealny. To dobrze. Warto to sobie przypominać – wszyscy się uczymy tego, że jesteśmy tak równo-ważni.
Dostrzegam w tej historii piękny paradoks ludzkiej natury: w momencie, gdy mamy poczucie zagrożenia, nasze umysły stają się niewiarygodnie kreatywne w walce o rzekome przetrwanie. Wymyślają argumenty obronne z niemal artystyczną finezją. To jak gdyby nasz wewnętrzny prawnik natychmiast przygotowywał obronę, nie przejmując się zbytnio faktami. Jest w tym coś zarazem fascynującego i przerażającego – ta zdolność do oszukiwania samych siebie w imię ochrony własnego ego.
Ale może właśnie w tym leży klucz do głębszego zrozumienia siebie i innych. Może każda nasza obronna reakcja to po prostu krzyk potrzeby, która domaga się uwagi. I może prawdziwa mądrość polega nie na unikaniu takich momentów, lecz na nauczeniu się tanecznego kroku z własną reaktywnością – krok do tyłu, oddech, spojrzenie z boku na tę całą ludzką komedię, w której wszyscy jesteśmy jednocześnie aktorami i widzami.
Nasze największe błędy często stają się najcenniejszymi nauczycielami. Ta historia nauczyła mnie, że w konflikcie warto zapytać siebie: „Jakiej potrzeby broni teraz moja reakcja?”
Rozpoznajesz w sobie tę sytuację? Moment, gdy Twój umysł pod wpływem stresu tworzy “dowody” na swoją rację, zamiast zatrzymać się i sprawdzić, co naprawdę czujesz pod pozornym “poczuciem ataku”?
Misja, którą realizujemy z Empatify: by nikt z podobną wrażliwością i wysoką świadomością współzależności nie musiał doświadczać osamotnienia w nauce rozróżniania uczuć rzeczywistych od rzekomych. Chcemy, żeby budowanie prawdziwie wspierających relacji – najpierw z sobą, potem z innymi – było łatwe i przystępne.
Wkrótce uruchamiamy dedykowaną platformę dla społeczności Empatify, na której będziemy skupiać się na praktycznej nauce zatrzymywania się przed reakcją, rozpoznawania potrzeb stojących za naszymi obronnymi mechanizmami i przekształcania konfliktów w połączenie.
Jeżeli należysz do naszej społeczności i interesuje Cię udział w zamkniętej grupie pilotażowej, którą będę prowadził, oraz przedpremierowy dostęp do platformy, zapraszam do zapisów w poniższym formularzu.
Więcej informacji znajdziesz pod linkiem: https://forms.gle/q6jhcnBt1m7TGCwh8
Więcej informacji o społeczności: https://empatify.pl/spolecznosc/




Jeju Gustaw, jestem teraz w temacie reaktywności i pytanie “jakiej potrzeby broni teraz moja reakcja” mega mnie wspiera w łapaniu dystansu i łączeniu się z wewnętrznym obserwatorem. Jest w tym dla mnie sprawczość, poczucie ulgi i zaspokojona potrzeba przejrzystości i dalej – bezpieczeństwa. Zarezonowało też “kiszenie”, granica (wcale nie musimy odpowiadać) i przypomnienie o naturalnym dawaniu, a nie z poziomu obowiązku, czy innej, zewnętrznej presji. Turbo wdzięczność 🙏💛