Były rugbista i manager nocnych klubów dał mi ostrzeżenie, że jeżeli jeszcze raz go uderzę, to – i wtedy zademonstrował, co zrobi – zamachnął się i skierował swoją pięść w moją twarz, zatrzymując ją tuż przed moim nosem.
Bawiliśmy się w zapasy w ramach ćwiczeń fizycznych. Zapasy to doskonałe połączenie koordynacji i siły. Był to pierwszy raz, kiedy wkomponowaliśmy je do naszego repertuaru i byłem trochę zdezorientowany.
Nie mam dużego doświadczenia w sztukach walki. Owszem, jako nastolatek biłem się niejednokrotnie, jednak nigdy nie czułem się w tej dziedzinie swobodnie – w przeciwieństwie do Richarda, mojego wojowniczego towarzysza.
Gdy siłowaliśmy się, próbując przepchnąć jeden drugiego, sparowani karkami w głębokim przysiadzie, Richard powiedział do mnie dość spokojnie: „Ał, to boli”, a następnie dodał: „Hej, powiedz mi, kiedy ja będę sprawiał ci ból, hm?”.
Wtedy mnie uderzyło coś zupełnie innego niż pięść Richarda. Zrozumiałem, że sytuacja walki, nawet tej dla zabawy, wprowadzała mnie w stan zagrożenia i totalnego odcięcia od bólu.
Cała moja uwaga była skierowana na zewnątrz, na przeciwnika. A moje nie zawsze skoordynowane ruchy próbowały zatrzymać potencjalny atak. Prośba mojego oponenta, żebym wyraził, kiedy on zadaje mi ból, sprawiła, że wróciłem do siebie. Co ja czuję? Zadałem sobie pytanie.
Wtedy też moje mięśnie się nieco rozluźniły, poczułem, że się uziemiam – jestem bardziej obecny. Zacząłem bujać się w półprzysiadzie i czuć, że stoję na swoich nogach. Zacząłem ponownie czuć swoje ciało.
Sytuacja walki – czy to fizycznej, czy słownej – wyciąga nas na zewnątrz. Skupiamy uwagę na obronie przed atakiem, a mechanizmy obronne odcinają ból – czucie. Ale nie każda przepychanka to od razu wojna.
Zrozumiałem w trakcie tej gry, że utrata kontaktu z bólem to utrata kontaktu ze sobą – również z tymi częściami, które są współczujące i racjonalne. Z tą świadomością, to co przed chwilą było dla mnie lękiem i walką o przetrwanie, zamieniło się w przyjazny taniec z partnerem.
Czułem siebie, czułem mojego partnera, a siła przepychania siebie nawzajem skakała między nami jak przerzucana piłka plażowa.
Jaki to dar, żeby ktoś zaprosił nas do szczerego wyrażania bólu, który może nam potencjalnie sprawiać. Przecież to naturalne, że czasem przekraczamy niewidoczne dla nas granice i nieumyślnie sprawiamy sobie nawzajem ból. On jest wyłącznie informacją, że żyjemy.
I jaki wielki smutek ogarnia mnie, gdy zdaję sobie sprawę, że częściej uciekam od czucia bólu i wyrażania go, próbując kontrolować sytuację i nastroje wszystkich dookoła.
I przypominam sobie, jak przyjemna i lekka staje się interakcja z partnerem, gdy jestem blisko siebie. Gdy traktuję siebie i swoje sygnały z należytym szacunkiem. Wiem, że boję się je wyrażać, ale wiem też, że odwaga to tylko jeden krok poza lęk.




Dodaj komentarz