Odpuściłem swój lęk i wybrałem większe dobro, Czyli o tym, jak zrezygnowałem ze swojej pozycji władzy, żeby budować zaufanie i współpracę w zespole
Pracujemy obecnie w Empatify m.in. nad nową stroną internetową. Dzięki temu, że mamy w zespole osoby uzdolnione pod kątem procesów projektowych, po raz pierwszy realizujemy to zadanie z przemyślanym planem. Niestety mój styl pracy, do którego przywykłem, wybiera drogę spontanicznej, kreatywnej ekspresji. Gdy tylko uda się określić jakieś ramy, w jakich się poruszamy, mój umysł automatycznie generuje pomysły, które te ramy przekraczają.
Plusem tego podejścia jest to, że moje pomysły bywają oryginalne i praktyczne – dokładnie w ten sposób wpadłem na pomysł kompasu, który jest obecnie wykorzystywany we wszystkich produktach Empatify. Najpierw określiłem pewne zasady typu, że to ma być narzędzie, które w atrakcyjny wizualnie sposób będzie ułatwiało naukę języka uczuć i potrzeb – cel. Potem narzuciłem sobie, że będę się opierał o dostępne listy uczuć i potrzeb spójne z NVC – struktura. Aż pewnego razu obudziłem się w środku nocy z pomysłem, żeby wykorzystać wiedzę z neurobiologii emocji o uniwersalnym pryzmacie każdego uczucia, który można rozpisać na skali przyjemności i pobudzenia. Ten spontaniczny pomysł bazował na wcześniejszych założeniach, ale wykraczał poza pierwotny cel, dodając do ułatwionej nauki również ułatwienie rozpoznawania.
Dopóki pracowałem nad Empatify samotnie, moje podejście nikomu nie przeszkadzało. Kłopoty zaczęły się, gdy powstała potrzeba, żebym tłumaczył swoje pomysły zespołowi, zanim zaczniemy je realizować. Okazuje się, że ja sam czasami ich nie rozumiem, a przez to nie potrafię ich prosto wytłumaczyć. Te doświadczenia pomogły mi zrozumieć, dlaczego noszę w sobie przekonanie, że „nikt mnie nie rozumie”. Wiem, że ta myśl jest nieprawdziwa, jednak czasami się aktywuje i wpływa na moje życie i relacje. To zdrowe i wyzwalające – przypomnieć sobie, że odpowiedzialność, jak zwykle, jest po mojej stronie.
Wtedy zacząłem się zastanawiać, jaką odpowiedzialność biorę ja za pochmurną atmosferę, jaka utrzymywała się od tygodni w naszym zespole. Po rozmowach z członkami dotarło do mnie, że moje spontaniczne pomysły często nie łączą się bezpośrednio z naszymi zespołowymi planami. To powodowało u niektórych osób frustrację, niepokój i bezsilność ze względu na ich potrzeby przewidywalności i poczucia celu.
Przy okazji jednego ze spotkań projektowych doszło do kolejnego konfliktu.
Mimo mojej radości z procesu tworzenia strony internetowej w przemyślany sposób, realizowania kroków, które mają sens i popychają nas do przodu, na pewnym etapie zagubiłem się i nie potrafiłem powiedzieć, czy to, co moja koleżanka nazywa architekturą strony, spełnia moje oczekiwania czy nie. Patrzyłem na prostokąty w programie designerskim z informacjami typu: społeczność, produkt, zdanie o misji. Wyglądało na to, że moja wyobraźnia ma poważne ograniczenia, bo nie potrafiłem sobie wyobrazić, jak z tych elementów ma wyglądać finalna strona.
Zaproponowałem więc, że ja naszkicuję swoją koncepcję strony, tak jak ja ją widzę, i zweryfikujemy, czy moja koncepcja pokrywa się z architekturą, którą proponuje koleżanka. W trakcie proponowania swojego pomysłu zapomniałem wspomnieć o bardzo ważnej rzeczy: o moich motywacjach – uczuciach i potrzebach.
Nie upewniłem się, że zespół usłyszał, że czuję się zagubiony, że mam niepokój o to, że ten projekt nie spełni moich oczekiwań, jeśli teraz się na niego zgodzę, a później stwierdzę na dalszych etapach, że chcę inaczej. Takie podejście nie zaspokoiłoby moich potrzeb efektywności, a zgodzenie się na tę architekturę nie zaspokoiłoby potrzeby uwzględnienia mojej perspektywy ani zrozumienia. Nie wyjaśniłem wystarczająco jasno, że moje działanie odwleka cały projekt o jeden dzień, ale dalej zmierza w tym samym celu i potencjalnie zaoszczędzi nam czasu na dyskusjach w przyszłości. To wszystko pozostało w sferze domysłów.
W związku z tym na moją propozycję usłyszałem: „wywracasz wszystko do góry nogami”, „dlaczego wcześniej na to nie wpadłeś?” i podobne uwagi. Początkowo usłyszałem to jako oskarżenia i krytykę. Taki sposób interpretacji ich słów nie pomógł mi zadbać o harmonię w dalszej części spotkania. Do samego końca utrzymywaliśmy swoje pozycje obronne, żegnając się z wyrażoną na głos frustracją.
Później przyjrzałem się, czego ja tak naprawdę potrzebowałem.
Po empatycznej rozmowie, która miała miejsce po spotkaniu, dotarło do mnie, że były to potrzeby jasności – że dobrze rozumiem architekturę, pewności – że ta propozycja uwzględni moje kreatywne pomysły, oraz zrozumienia i empatii odnośnie mojego niepokoju. Z tym empatycznym połączeniem ze sobą dużo łatwiej było mi wczuć się w inne osoby, z którymi doświadczałem tego nieporozumienia.
Nagle pod ich krytyką i osądami usłyszałem, że troszczą się o cel, że ważna jest dla nich przewidywalność i trzymanie się planu, które daje poczucie bezpieczeństwa. Że oni również potrzebowali współpracy i jasności – skąd wziął się ten pomysł, jak łączy się z tym, co wypracowaliśmy do tej pory, oraz jakie będą konsekwencje, gdy się na niego zgodzą.
Gdy odkryłem te potrzeby, stało się dla mnie oczywiste, co chcę zrobić dalej.
Napisałem do nich, że przepraszam za to zamieszanie, że ważniejsze jest dla mnie wzmacnianie zaufania i współpracy niż realizowanie moich indywidualnych pomysłów. Nadal ubolewałem, bo miałem wrażenie, że jako zespół nie uwzględniamy zasobów, jakie wnoszę do zespołu, ale miałem też radość i poczucie ulgi, że wybieram pracę zespołową i realizację umów.
Wtedy też postanowiłem, że zrealizujemy plan, na który się umówiliśmy, i wyciągniemy z niego wnioski, niezależnie od wyniku. A także, że całym sercem będę wspierał ten projekt i gdy przyjdzie czas, będę dawał z siebie wszystko, żeby zakończył się powodzeniem. Mimo że czułem ból, nie czułem się urażony i nie żywiłem urazy. Ten ból był informacją, że coś wymaga zaopiekowania – moja potrzeba efektywności, uwzględnienia różnorodności i zrozumienia.
Niezależnie od procesu pracy nad stroną umówiłem się z zespołem na rozmowę o tym, jak możemy w kolejnych projektach uwzględniać wszystkie umiejętności i podejścia, jak możemy korzystać z naszej różnorodności jako zasobu, a nie ciężaru. O wyniku tej rozmowy opowiem w kolejnych inspiracjach.
A tym czasem pozdrawiam cię z miejsca wewnętrznego pokoju i harmonii, jakie odzyskałem po nazwaniu swoich potrzeb i wczuciu się w potrzeby osoby, która mówiła do mnie słowa, które odebrałem w pierwszej kolejności jako krytykę.
Wynik pojednania byłby niemożliwy, gdyby nie regularne treningi empatycznego słuchania, w których biorę udział jako uczestnik, a czasami jako trener w ramach społeczności Empatify. To moja regularna praktyka ładowania emocjonalnych baterii i rozwijania świadomości uczuć i potrzeb, które stoją za każdym komunikatem, jaki słyszymy.




Dodaj komentarz